Reklamy na tej stronie sprzedawane są przez widget z AdTaily.com (PLBLOADTAILY0001)

poniedziałek, 12 października 2015

Coraz bardziej świat na wojnie.



Korzystając jeszcze z ciągle pięknej pogody pojechałem z mężem na weekend do Serocka, by trochę podładować akumulatory. Jeżdżę tam od kilku lat i bardzo mnie to cieszy, gdy obserwuję jak te niewielkie podwarszawskie miasto rozwija się dynamicznie z roku na rok coraz bardziej. Jeśli akurat tam jesteśmy w niedzielny poranek chodzimy na niedzielną mszę do kościoła św. Anny, do tego samego, w którym nasz czołowy zawodnik Rober Lewandowski brał ślub, a po kościele jeszcze przed śniadaniem spacerujemy nad Narwią. Jestem tam naprawdę fantastycznie i tak było tym razem przynajmniej do momentu, gdy włączyłam telewizor. Wyjeżdżając do Serocka wiedziałam już o zamachu w Turcji, a dopiero gdy włączyłam wieczorem telewizor ujawniano jego tragiczny bilans. Dramat. Potem oczywiście była mowa o Syrii i o innych punktach zapalnych na świecie, generalnie można by rzec, że świat jest na permanentnej wojnie. I co z tego wyniknie trudno przewidzieć. Chociaż z natury jestem optymistką, to jednak zaczęłam się zastanawiać, czy warto budować dom, czy jednak bardziej należy się skupić także na budowaniu domu, ale tego wiecznego. I chyba doszłam do wniosku, że jednak należy robić swoje, chociaż świat nieuchronnie zdąża ku przepaści i jednocześnie pamiętać, że kiedyś przyjdzie nam zdać rachunek ze swojego życia. Widocznie co poniektórzy nasi "wybrańcy narodu" uważają, że będą żyć wiecznie i mogą bezkarnie próbować ciągnąć  nas w dół, próbując wcielać w życie diabelskie prawa. Mam tutaj oczywiście na myśli pseudo ustawę o uzgadnianiu płci, która miała być kolejnym klinem wbitym w rodzinę i znając "zaradność" naszych rodaków trampoliną umożliwiającą zawieranie małżeństw przez osoby tej samej płci. A ponadto, czy naprawdę w naszym pięknym kraju nie ma nic innego do zrobienia, że należy debatować  nad problemami osób, które są w zdecydowanej mniejszości. Oczywiście nie oznacza to, że uważam, że tym ludziom nie należy się szacunek..., należy się jak każdemu człowiekowi, lecz nie oznacza to, że zdecydowanej większości można narzucać dyktat mniejszości. Natomiast mam wrażenie, że żyjemy w takich czasach, że ustawicznie próbuje się narzucić większości zdanie jednostek, tylko po to, aby rozbić tę najważniejszą komórkę społeczną, jaką jest rodzina. I niestety zaczyna wieść tutaj niechlubny prym rządząca obecnie PO. Mam nadzieję, że już niedługo, gdyż mniemam, że nie tylko mnie nie podoba się radykalny skręt tej partii na lewo. Natomiast moje serce jest po prawej stronie i w dodatku ma barwę biało-czerwoną, gdyż bardzo zależy mi, żeby u nas było normalnie wbrew pseudo nowoczesnym trendom.    
Wspominam o tym problemie również w swoje książce pt Nie będę płakać, której przedstawiam krótki fragment. 


Wtem gwałtownie otworzyły się drzwi spod setki, a za chwilę stanął w nich sąsiad, gotowy do wyjścia. Jakie wiatry go przywiały? – pomyślałem zaniepokojony.
Całe szczęście, że dzielił nas korytarz. Istniała więc szansa, że niczego nie zauważy. Martwiłem się zupełnie niepotrzebnie, bo sąsiad pomknął prosto do windy, nie rozglądając się na boki.
Tym sąsiadem, który napędził mi strachu, okazał się nasz lokalny gwiazdor – pan/pani Sam, wczorajszy mężczyzna/dzisiejsza kobieta…
Osobiście lubiłem ją, gdyż nie zadzierała nosa i była całkiem sympatyczna. Istniało tylko jedno − ale! Otóż nie grzeszyła ona urodą.
Gdyby wszystkie kobiety wyglądały tak jak ona, to musiałbym przestawić się na zabawki dla niegrzecznych chłopców…
 Jak to w życiu bywa – jeden woli Tristana, a drugi Izoldę. Ja preferuję Izoldę!
 A z nią – cóż miałbym robić? – zacząłem się zastanawiać. Eureka! – nagle mnie olśniło. Już wiem: rozmawiać o polityce, bo tak się składa, że pani Sam jest znaną posłanką… I pomyśleć, że jeszcze dwa wieki temu zostałaby spalona na stosie. Teraz mamy demokrację! Mimo że z sąsiadami byłem  na dzień dobry, to obiecałem sobie, że przy najbliższej sposobności zaproszę ją na kaczkę z jabłkami, którą umiałem przyrządzać jak mało kto.
 Napięcie minęło i już spokojnym krokiem dotarłem do drzwi mieszkania. W tym momencie byłem zmuszony zwolnić prawą rękę, by przyłożyć kciuk do czytnika. Niestety, drzwi wejściowe do mojego lokalu nie były zaopatrzone w zamek reagujący na mój głos, tylko w zamek biometryczny. Wkrótce miało się to zmienić. Z tego co wyczytałem na tablicy ogłoszeń, właśnie od jutra mają chodzić fachowcy i instalować to cudo techniki we wszystkich lokalach. Wtedy już nie będę musiał wypuszczać z rąk zakupów ani ściągać rękawiczek zimą, by dostać się do własnego mieszkania.
Ale to będzie dopiero jutro! Natomiast dziś, czas najwyższy pomieszkać we własnym domu. Jakie to szczęście, że nie jestem bezdomny i mam gdzie złożyć zmęczone kości! O niczym innym nie marzyłem, jak tylko spocząć w ulubionym fotelu, z ulubionym koniakiem w dłoni. Nim jednak to nastąpi, czekała mnie jeszcze  prezentacja nowych domowników – staremu.
 Ciekawe, czy Robotico pamiętał o wysprzątaniu mieszkania na błysk? Nie chciałbym kończyć, tak miło rozpoczętego dnia, zbieraniem skarpetek po sobie. Jeszcze minuta i przekonam się, czy można żonę zastąpić robotem? Uwaga! Robotico – nadchodzę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
rEkLaMa TwOjEgO bLoGa