Reklamy na tej stronie sprzedawane są przez widget z AdTaily.com (PLBLOADTAILY0001)

niedziela, 13 grudnia 2015

Wiele szumu w polityce.

Wielkimi krokami zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, lecz nie tylko dlatego atmosfera staje się coraz bardziej gorąca, ale przede wszystkim dzięki naszym politykom ze wszystkich stron sceny politycznej. Co by nie mówić, to zapewne znowu będziemy na pierwszych stronach zagranicznych gazet, a i zachodnie media także nie będą milczeć. No cóż trzeba przyznać, że popularności może nam pozazdrościć niejedna gwiazda filmowa w myśl zasady: nieważne jak mówią, byleby mówili. I zdecydowanie milczeć nie będą. Mnie bardziej interesuje, co z tego wszystkiego wyniknie dla kraju, gdyż na razie jest tylko chaos i zamieszanie. Nie chcę się opowiadać po żadnej ze stron, gdyż zarówna jedna i druga popełniła błędy i po części złamała prawo. Najbardziej zależy mi na tym, by ekipie rządzącej udało się postawić nasz kraj na nogi, ale nie na takie gliniane, lecz przynajmniej z żelaza i żeby wszystkim żyło się dostatniej. A propos Trybunału Konstytucyjnego, oglądając obrazki z sejmu, jak posłowie wymachują dzielnie konstytucją zadaję sobie pytanie, czy ten poseł, czy ta posłanka w ogóle do niej zajrzeli. Jestem gotowa się założyć, że w większości przypadkach jednak tego nie zrobili.  A ponieważ od kilku dni Warszawa maszeruje ja również przytaczam fragment swojej książki pt. Nie będę płakać, który pięknie wpisuje się w tą tradycję.    




Nagle moim oczom ukazał się gmach parlamentu. Poczułem taką złość, że z trudem powstrzymałem się, by nie splunąć za siebie. I gdyby to ode mnie zależało, nie zostałby po nim, kamień na kamieniu. Już miałem biec dalej, gdy nagle wyrósł przede mną las ludzi. Początkowo nie wiedziałem, co to za jedni i czego chcą?
…I wówczas mnie olśniło, że oto pechowo, natrafiłem na marsz poparcia dla eksterminacji podludzi takich jak ja, który miał wyruszyć rankiem na ulice Warszawy. Stanąłem jak wryty, niewiedząc co mam robić dalej. Szybko jednak wziąłem się w garść i nie czekając aż mnie dopadną, błyskawicznie zrobiłem zwrot na pięcie, byle tylko zniknąć im z oczu. Zrobiłem to dosłownie w ostatniej chwili, bo zwarty tłum ruszył, z wrogimi okrzykami na ustach, jak lew na polowanie. Trochę mnie zmroziło, gdy poczułem ich oddech na swoich plecach. Przyśpieszyłem więc kroku, lecz nie mając dokąd uciekać, byłem zmuszony poszukać schronienia, w tym budzącym grozę miejscu, z którego rozlała się na cały kraj, jak długi i szeroki, fala nienawiści wobec tych, których nowe przepisy rugowały na ślepy tor. I od tego przełomowego momentu, nie mieli już oni prawa, przekroczyć cienkiej, upiornej linii 60 – ciu lat.
Ponieważ od pacholęctwa nawykłem iść pod prąd, również i tym razem, zamierzałem podnieść rękawicę rzuconą mi przez chory system prosto w twarz. Złość na wszystko i na wszystkich dodała mi sił do szybszego przebierania nogami i nieoglądając się za siebie, popędziłem w kierunku znienawidzonego gmachu. Zdążyła mi tylko przemknąć przez głowę jedna myśl, że nowe prawo, chociaż na pierwsze wejrzenie, wydawało się nieludzkie, niosło za sobą pewną wartość dodaną. I tak jak każdy sznur ma dwa końce – tak i nowe prawo miało jeden pozytywny aspekt, gdyż odkąd weszło w życie, blady strach padł na nieprawych obywateli, obawiających się zaostrzenia kar za wszelkiego rodzaju przekręty. Wówczas tak jakby ktoś, przeciął ostrym mieczem węzeł gordyjski – tak z dnia na dzień, wszyscy, jakby sporządnieli.                          
W rezultacie odeszły do lamusa: przeróżnej maści i kolorytu wyłudzenia i afery, mercedesy z kratką, lewe zwolnienia oraz dyplomy, labirynty z płotków przy monopolowym, udawani samotni rodzice, chrzczenie paliwa, szara strefa zmieniła kolor na biały; mówiąc krótko – ludzie zaczęli oddawać cesarzowi co cesarskie…                        
I zaczęto mówić na cały świat: pracowity jak Niemiec, uczciwy jak Polak. To akurat nie było takie złe, lecz ja stale pamiętałem, że ta przemiana, która się w nas dokonała, została okupiona krwią starych, zgorzkniałych ludzi, wysadzonych gwałtownie z siodła.
 

 

niedziela, 15 listopada 2015

Europa w szoku.

Chociaż od zamachu w Paryżu minęła doba nie gasną emocje, a wręcz przeciwnie, gdyż trzeba powiedzieć sobie jasno, że to nie koniec. Ci ludzie są nieprzewidywalni, a wbrew pozorom świat nie jest wcale tak duży, by można było łatwo skryć się na krańcu świata i udawać, że problem ten mnie nie dotyczy. Otóż dotyczy każdego i ciebie i mnie, bo któż jest wstanie przewidzieć, kogo jutro obiorą sobie za cel. Każde państwo może być następne, nie wykluczając w tym nas. I co dalej? Nic. Po prostu należy robić swoje, bo przecież nie można dać się pogrzebać za życia. Oczywiście żal, ogromny żal niewinnych ludzi, lecz myślę, że oni również życzyliby sobie tego, byśmy nie ulegali panice i żyli jak dawniej. I tutaj nasunęła mi się jedna refleksja. Poniekąd Europa sama jest sobie winna ściągając gniew młodych islamistów, którzy pragną czegoś więcej niż względnie dostatniego życia. Natomiast odejście od pewnych wartości i powszechny "tumiwisizm"  widocznie działa na niektórych jak płachta na byka, że gotowi są poświęcić życie byle ukarać niewiernych. Oczywiście nie zamierzam tutaj nikogo bronić, gdyż jest to niedopuszczalne i godne potępienia nie poszanowanie obyczajów, które panują w cudzym domu. Jeśli gospodyni każe mi zdjąć buty, to tak robię, albo opuszczam ten dom, jeśli mi to nie odpowiada. To nie gospodarz musi się podporządkować zwyczajom, lecz gość. Niestety oni mają inne zdanie i chcą zgotować wszystkim nam, którzy myślą inaczej, piekło na ziemi. Ja jednak nie zamierzam ulegać złym emocjom i jutro jak co niedziela pójdę do kościoła, by pomodlić się za ofiary zamachów. I podejrzewam, że jutro w Paryżu kościoły również nie będą świecić pustkami, bo jak to się mówi, gdy trwoga to do Boga. A że trwoga jest duża, więc jestem przekonana, że jednak wielu Paryżan nawiedzi jutro kościoły.    

środa, 21 października 2015

Pocztówka ze średniowiecza.

Kampania wyborcza zbliża się do końca, więc jedni i drudzy dwoją się i troją byle zostawić konkurencję w tyle. I tym oto sposobem zapewne niedługo pensja minimalna osiągnie poziom średniej krajowej i dobrobyt zapanuje powszechny. Niestety obietnice wyborcze mają to do siebie, że najczęściej  pozostają w sferze pobożnych życzeń i zapewne będzie i tym razem. Lecz mnie tak naprawdę nie idzie o obietnice, gdyż i tak zwykłam robić swoje, nieoglądając się na polityków, a o próbę zdyskredytowania zwyczajnych ludzi, którzy pragną żyć tak jak ja w normalnym kraju. Bo chociaż mam wrażenie, że świat stanął na głowie, to nie oznacza, że u nas musi być tak samo. I w tym momencie mam z tytułu głowy słowa: ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, więc daleka jestem od uderzania się w piersi, że w myśl słów urzędującej obecnie pani premier (mam nadzieję, że już niedługo) jestem przedstawicielką zaścianka. A to dlatego, że nie byłam zwolennikiem ustawy o uzgadnianiu płci, jak by było co uzgadniać, jestem przeciwko legalizacji związków osób tej samej płci (przy całym dla nich szacunku), a już możliwość adopcji dzieci przez takie pary woła zwyczajnie o pomstę do nieba, nie popieram ustawy o in vitro, gdyż w stosunku do strasznych kosztów jakie ze sobą niesie jej owoce są bardzo skromne, a poza tym zabawa w Pana Boga jeszcze nikomu na dobre nie wyszła, zwłaszcza w sytuacji, gdy tak wiele dzieci w naszym kraju żyje na granicy ubóstwa. Jeszcze w odniesieniu do związków partnerskich jestem skłonna zmienić zdanie, kiedy przykładowo taki Jasio i Stasio obwieszczą całemu światu, że oczekują dziecka, ich dziecka, z krwi i kości, a na razie się na to nie zanosi. Bo kto ma rację łatwo ocenić, czy ten kto sieje ferment, czy ten, kto chce żeby było normalnie. Uważam, że tylko ślepiec i ktoś kto żyje zupełnie w oderwaniu od rzeczywistości nie dostrzega, że źle się dzieje mówiąc delikatnie, więc może najwyższy czas, by przejrzeć na oczy. Punkty zapalne rozprzestrzeniają się na świecie jak zaraza, więc może powinniśmy jednak obrać inny kierunek, gdyż tą drogą daleko nie zajedziemy. Może mój wpis nie jest zbyt optymistyczny, ale strasznie mnie to martwi, że te miejsca, które dane mi było odwiedzić przy okazji swoich podróży po świecie pogrążają się w chaosie i jak to się wszystko skończy trudno przewidzieć. Zwłaszcza dramatycznie zaostrzyła się sytuacja w magicznym mieście, Jerozolimie, gdzie miałam to szczęście być dwukrotnie oraz równie magicznym Stambule. 
A już zupełnie na marginesie nie powiem, żeby zmartwił mnie fakt, że córka pani premier opuściłaby nasz piękny kraj w razie zwycięstwa PIS, bo jako osoba wolna może żyć, gdzie jej się żywnie podoba i mnie nic do tego. Po drugie bardzo mnie drażni próba nazywania naszego kraju państwem wyznaniowym, jakby jeden z drugim nie wiedział, co to naprawdę oznacza. Póki co za noszenie mini nikogo u nas nie kamieniują i nie zrzucają z wieży osób odmiennej orientacji.




poniedziałek, 12 października 2015

Coraz bardziej świat na wojnie.



Korzystając jeszcze z ciągle pięknej pogody pojechałem z mężem na weekend do Serocka, by trochę podładować akumulatory. Jeżdżę tam od kilku lat i bardzo mnie to cieszy, gdy obserwuję jak te niewielkie podwarszawskie miasto rozwija się dynamicznie z roku na rok coraz bardziej. Jeśli akurat tam jesteśmy w niedzielny poranek chodzimy na niedzielną mszę do kościoła św. Anny, do tego samego, w którym nasz czołowy zawodnik Rober Lewandowski brał ślub, a po kościele jeszcze przed śniadaniem spacerujemy nad Narwią. Jestem tam naprawdę fantastycznie i tak było tym razem przynajmniej do momentu, gdy włączyłam telewizor. Wyjeżdżając do Serocka wiedziałam już o zamachu w Turcji, a dopiero gdy włączyłam wieczorem telewizor ujawniano jego tragiczny bilans. Dramat. Potem oczywiście była mowa o Syrii i o innych punktach zapalnych na świecie, generalnie można by rzec, że świat jest na permanentnej wojnie. I co z tego wyniknie trudno przewidzieć. Chociaż z natury jestem optymistką, to jednak zaczęłam się zastanawiać, czy warto budować dom, czy jednak bardziej należy się skupić także na budowaniu domu, ale tego wiecznego. I chyba doszłam do wniosku, że jednak należy robić swoje, chociaż świat nieuchronnie zdąża ku przepaści i jednocześnie pamiętać, że kiedyś przyjdzie nam zdać rachunek ze swojego życia. Widocznie co poniektórzy nasi "wybrańcy narodu" uważają, że będą żyć wiecznie i mogą bezkarnie próbować ciągnąć  nas w dół, próbując wcielać w życie diabelskie prawa. Mam tutaj oczywiście na myśli pseudo ustawę o uzgadnianiu płci, która miała być kolejnym klinem wbitym w rodzinę i znając "zaradność" naszych rodaków trampoliną umożliwiającą zawieranie małżeństw przez osoby tej samej płci. A ponadto, czy naprawdę w naszym pięknym kraju nie ma nic innego do zrobienia, że należy debatować  nad problemami osób, które są w zdecydowanej mniejszości. Oczywiście nie oznacza to, że uważam, że tym ludziom nie należy się szacunek..., należy się jak każdemu człowiekowi, lecz nie oznacza to, że zdecydowanej większości można narzucać dyktat mniejszości. Natomiast mam wrażenie, że żyjemy w takich czasach, że ustawicznie próbuje się narzucić większości zdanie jednostek, tylko po to, aby rozbić tę najważniejszą komórkę społeczną, jaką jest rodzina. I niestety zaczyna wieść tutaj niechlubny prym rządząca obecnie PO. Mam nadzieję, że już niedługo, gdyż mniemam, że nie tylko mnie nie podoba się radykalny skręt tej partii na lewo. Natomiast moje serce jest po prawej stronie i w dodatku ma barwę biało-czerwoną, gdyż bardzo zależy mi, żeby u nas było normalnie wbrew pseudo nowoczesnym trendom.    
Wspominam o tym problemie również w swoje książce pt Nie będę płakać, której przedstawiam krótki fragment. 


Wtem gwałtownie otworzyły się drzwi spod setki, a za chwilę stanął w nich sąsiad, gotowy do wyjścia. Jakie wiatry go przywiały? – pomyślałem zaniepokojony.
Całe szczęście, że dzielił nas korytarz. Istniała więc szansa, że niczego nie zauważy. Martwiłem się zupełnie niepotrzebnie, bo sąsiad pomknął prosto do windy, nie rozglądając się na boki.
Tym sąsiadem, który napędził mi strachu, okazał się nasz lokalny gwiazdor – pan/pani Sam, wczorajszy mężczyzna/dzisiejsza kobieta…
Osobiście lubiłem ją, gdyż nie zadzierała nosa i była całkiem sympatyczna. Istniało tylko jedno − ale! Otóż nie grzeszyła ona urodą.
Gdyby wszystkie kobiety wyglądały tak jak ona, to musiałbym przestawić się na zabawki dla niegrzecznych chłopców…
 Jak to w życiu bywa – jeden woli Tristana, a drugi Izoldę. Ja preferuję Izoldę!
 A z nią – cóż miałbym robić? – zacząłem się zastanawiać. Eureka! – nagle mnie olśniło. Już wiem: rozmawiać o polityce, bo tak się składa, że pani Sam jest znaną posłanką… I pomyśleć, że jeszcze dwa wieki temu zostałaby spalona na stosie. Teraz mamy demokrację! Mimo że z sąsiadami byłem  na dzień dobry, to obiecałem sobie, że przy najbliższej sposobności zaproszę ją na kaczkę z jabłkami, którą umiałem przyrządzać jak mało kto.
 Napięcie minęło i już spokojnym krokiem dotarłem do drzwi mieszkania. W tym momencie byłem zmuszony zwolnić prawą rękę, by przyłożyć kciuk do czytnika. Niestety, drzwi wejściowe do mojego lokalu nie były zaopatrzone w zamek reagujący na mój głos, tylko w zamek biometryczny. Wkrótce miało się to zmienić. Z tego co wyczytałem na tablicy ogłoszeń, właśnie od jutra mają chodzić fachowcy i instalować to cudo techniki we wszystkich lokalach. Wtedy już nie będę musiał wypuszczać z rąk zakupów ani ściągać rękawiczek zimą, by dostać się do własnego mieszkania.
Ale to będzie dopiero jutro! Natomiast dziś, czas najwyższy pomieszkać we własnym domu. Jakie to szczęście, że nie jestem bezdomny i mam gdzie złożyć zmęczone kości! O niczym innym nie marzyłem, jak tylko spocząć w ulubionym fotelu, z ulubionym koniakiem w dłoni. Nim jednak to nastąpi, czekała mnie jeszcze  prezentacja nowych domowników – staremu.
 Ciekawe, czy Robotico pamiętał o wysprzątaniu mieszkania na błysk? Nie chciałbym kończyć, tak miło rozpoczętego dnia, zbieraniem skarpetek po sobie. Jeszcze minuta i przekonam się, czy można żonę zastąpić robotem? Uwaga! Robotico – nadchodzę!

wtorek, 15 września 2015

Ręce precz o naszych dzieci.

W dniu 30.08 br wzięłam udział w manifestacji przeciwko deprawacji w szkołach, którą jak zarazę zamierza wprowadzić tylnymi drzwiami do szkół minister Joanna Kluzik-Rostkowska. I chociaż moje dziecko jest już prawie dorosłe ten problem dotyczy również mnie jak i każdego z nas, gdyż jak pokazuje życie nawet w kościele nie można do końca czuć się bezpiecznie, a może być jeszcze gorzej. Dlatego nigdy nie zgodzę się, by nasze dzieci były sprowadzane do przedmiotu służącego do zaspokojenia czyjeś chorej żądzy, bo do tego to się wszystko sprowadza. A gdzie miejsce na niewinność dziecka, naprawdę nie znajduję powodu dla którego należałoby wciągać dzieci w sprawki dorosłych. Uczenie dzieci technik masturbacji począwszy od przedszkola, sprowadzanie związku dwojga ludzi (najlepiej tej samej płci) tylko do narzędzia zaspokojenia własnej chuci jest szkodliwe dla przyszłego rozwoju emocjonalnego naszych dzieci, które i bez tego mają problemy z nawiązaniem bliższych relacji z drugim człowiekiem (internet, coraz powszechniejsze jedynactwo robią swoje). Oczywiście nie oznacza to, że jestem za edukacją dzieci na poziomie pszczółek i kwiatków, ale uważam, że wiedzę o tych wyjątkowo delikatnych sprawach należy przekazywać z poszanowaniem godności dziecka, a nie na zasadzie instruktarzu obsługi pralki. Ponadto chciałam zauważyć, że w trakcie manifestacji przemawiali również przedstawiciele z krajów Europy Zachodniej, gdzie powoli, aczkolwiek konsekwentnie dochodzi do przebudzenia rodziców, nie chcących, by ich własne dzieci stały się zakładnikami lobby LGBT. Ja swoje dziecko wychowuję w duchu poszanowania dla drugiego człowieka, niezależnie od tego jakie ma poglądy i jakiej jest orientacji, ale to nie oznacza, że ma chodzić na pasku kochających inaczej i myśleć tak samo jak oni. Jedno jest pewne, że ten rząd dogorywa i na odchodne karmi nas tak dziwacznymi pomysłami, jak chociażby ten z seks-edukatorami albo z refundacją składek ZUS, na którą nie stać żadnego państwa w świecie, a zwłaszcza naszego kraju, który starzeje się w zatrważającym tempie. 
Zapewne następnym pomysłem będzie uśmiercanie starych ludzi, tak jak w mojej książce, której fragment przytaczam:
       


Nagle moim oczom ukazał się gmach parlamentu. Poczułem taką złość, że z trudem powstrzymałem się, by nie splunąć za siebie. I gdyby to ode mnie zależało, nie zostałby po nim, kamień na kamieniu. Już miałem biec dalej, gdy nagle wyrósł przede mną las ludzi. Początkowo nie wiedziałem, co to za jedni i czego chcą?
…I wówczas mnie olśniło, że oto pechowo, natrafiłem na marsz poparcia dla eksterminacji podludzi takich jak ja, który miał wyruszyć rankiem na ulice Warszawy. Stanąłem jak wryty, niewiedząc co mam robić dalej. Szybko jednak wziąłem się w garść i nie czekając aż mnie dopadną, błyskawicznie zrobiłem zwrot na pięcie, byle tylko zniknąć im z oczu. Zrobiłem to dosłownie w ostatniej chwili, bo zwarty tłum ruszył, z wrogimi okrzykami na ustach, jak lew na polowanie. Trochę mnie zmroziło, gdy poczułem ich oddech na swoich plecach. Przyśpieszyłem więc kroku, lecz nie mając dokąd uciekać, byłem zmuszony poszukać schronienia, w tym budzącym grozę miejscu, z którego rozlała się na cały kraj, jak długi i szeroki, fala nienawiści wobec tych, których nowe przepisy rugowały na ślepy tor. I od tego przełomowego momentu, nie mieli już oni prawa, przekroczyć cienkiej, upiornej linii 60 – ciu lat.
Ponieważ od pacholęctwa nawykłem iść pod prąd, również i tym razem, zamierzałem podnieść rękawicę rzuconą mi przez chory system prosto w twarz. Złość na wszystko i na wszystkich dodała mi sił do szybszego przebierania nogami i nieoglądając się za siebie, popędziłem w kierunku znienawidzonego gmachu. Zdążyła mi tylko przemknąć przez głowę jedna myśl, że nowe prawo, chociaż na pierwsze wejrzenie, wydawało się nieludzkie, niosło za sobą pewną wartość dodaną. I tak jak każdy sznur ma dwa końce – tak i nowe prawo miało jeden pozytywny aspekt, gdyż odkąd weszło w życie, blady strach padł na nieprawych obywateli, obawiających się zaostrzenia kar za wszelkiego rodzaju przekręty. Wówczas tak jakby ktoś, przeciął ostrym mieczem węzeł gordyjski – tak z dnia na dzień, wszyscy, jakby sporządnieli.                          
W rezultacie odeszły do lamusa: przeróżnej maści i kolorytu wyłudzenia i afery, mercedesy z kratką, lewe zwolnienia oraz dyplomy, labirynty z płotków przy monopolowym, udawani samotni rodzice, chrzczenie paliwa, szara strefa zmieniła kolor na biały; mówiąc krótko – ludzie zaczęli oddawać cesarzowi co cesarskie…                        




sobota, 29 sierpnia 2015

Ponowne memento mori.

Cała Polska i nie tylko, żyła swojego czasu sprawą arcybiskupa Józefa Wesołowskiego i oto znalazła ona swój niespodziewany finał. Zapewne nikt się nie spodziewał, że zamiast rozliczenia przed ziemskim sądem, czeka go spotkanie z kimś dużo ważniejszym i to tak niespodziewanie. Przypomniały mi się w tym momencie słowa samego Jezusa z przypowieści o Pannach roztropnych i nierozsądnych: "czuwajcie, bo nie znacie dnia ani godziny". Jak byłoby dobrze, gdyby każdy z nas miałby szansę przygotować się do tej najważniejszej podróży i może jeszcze zdążyć "skoczyć do pralni", by oczyścić się z brudów, które czepiają się do człowieka przez całe jego życie. Niestety nie każdemu będzie to dane, więc może na wszelki wypadek warto żyć przyzwoicie, by potem nie trafić tam, gdzie temperatura może być wyższa, niż obecnie na dworze, chociaż panują tropiki. Co do arcybiskupa Wesołowskiego mogę tylko posłużyć się kolejnym bardzo znanym cytatem z Biblii "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni", który wyraźnie nakazuje powstrzymać się od ferowania pochopnych wyroków. Wiem tylko jedno, o czym przekonał się każdy z nas, że bardzo trudno jest walczyć z pokusami, a czasami wręcz jest to niemożliwe. Szczęśliwi ci, którzy nie doświadczają, aż takich pokus, albo jeśli już, umieją stawić im czoła. Ja na przykład mam słabość do słodyczy, może nie ekstremalną, ale jednak. Pisząc te słowa jestem obecnie piąty dzień na głodówce, a przedtem obiecałam sobie solennie, że zmienię pewne nawyki żywieniowe, ale czy uda mi się wprowadzić to w życie, czas pokaże. W przypadku zmarłego arcybiskupa uważam, że źle się stało, że nie poprosił o pomoc profesjonalistów, którzy pomogliby mu uporać się z tym strasznym zniewoleniem. Może to pycha sprawiła, że tego nie zrobił, licząc, że jak zechce, to sam sobie poradzi. Niestety czasami jest to niemożliwe, w końcu jesteśmy tylko słabymi ludźmi, którzy upadają czasami nawet na prostej drodze. 

środa, 13 maja 2015

Wybory

Za mniej niż dwa tygodnie poznamy nowego prezydenta. I mam nadzieję, że nie będzie nim urzędujący prezydent Bronisław Komorowski. Czas na zmiany, gdyż buta tamtego obozu jest wprost powalająca. Nie dość, że przez lata ich rządów, w tym kraju nie zaszły żadne pozytywne zmiany, to jeszcze będą wskazywać nam, jak mamy myśleć i jakie wartości wyznawać. Rząd nie odpuszcza i nadal usilnie forsuje projekt ustawy  o związkach partnerskich, jakby to miało decydować o pomyślności naszego państwa. A przecież jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Oczywiście, co do przeciwnego obozu mam również wiele zastrzeżeń, zwłaszcza denerwuje mnie ich populizm i dążenie do dzielenia ludzi, zamiast do jednoczenia. Ale liczę, że kandydat PIS na prezydenta Pan Andrzej Duda nie będzie to prezydent malowany i będzie godnie reprezentował nasz kraj. Zresztą wystarczy spojrzeć na rodzinę kandydata na prezydenta. Cała trójka przedstawia się wprost zjawiskowo i muszę tutaj przyznać, że robi wyjątkowo dobre wrażenie. Sama przyszła głowa państwa wygląda na osobę godną zaufania i wzbudza nadzieję na przyszłość. Jako katoliczka nie mogę przejść obojętnie nad postawą moralną Pana Dudy, która w dobie powszechnego piętnowania ludzi wiary jawi się jako światełko w tunelu, że w końcu będzie normalnie i nie będzie dzielenia na lepszych i gorszych. Mimo że tak się składa, że jestem aktywnym członkiem PO zamierzam wraz z rodziną głosować na Pana Andrzeja Dudę jako na osobę, która autentycznie pragnie dobra tego kraju, a nie tylko tego, by kolejna afera w obozie władzy została zamieciona pod dywan. 











 
rEkLaMa TwOjEgO bLoGa